Zdjęcia opublikował
dwa tygodnie temu pan Andrzej Dąbrowski na stronie https://www.facebook.com/groups/745928678942620
Problem, jak
widać, jest poważny, zwłaszcza jeżeli karpie w takim stanie „wyjeżdżają” z
ośrodków zarybieniowych, co jest prawdopodobne w rozpatrywanym przypadku.
Problemem jest też organizacja zarybień, zwłaszcza podejście do nich niektórych
okręgowych włodarzy. Jesienią ubiegłego roku nad Kanał Stężycki zajechał
samochód zarybieniowy uprawnionego do rybactwa na tym cieku. Dwaj panowie
błyskawicznie wypełnili wanienkę karpiami i wpuścili je do akwenu. Zapytałem
grzecznie, dlaczego ryby były tak okazałych rozmiarów (gros w przedziale 1,5-2,2
kg). Od jednego z zarybiających usłyszałem, że nie powinno mnie to obchodzić.
Obchodziło, gdyż są to ryby kupione za pieniądze członków stowarzyszenia i w
końcu do niektórych działaczy powinno dotrzeć, że nie ma tu tabu w naszej
organizacji. Obchodziło, gdyż nikt nie miał możliwości oglądu ryb pod kątem ich
zdrowotności, zwłaszcza pracownik Wód Polskich, który miał obowiązek
nadzorowania wykonania zarybień przez uprawnionego do rybactwa, a przy
zarybieniach go nie było. Nie było PSR, SSR. Nie było nikogo. Po wtóre,
ustawodawca przyjął przy zarybieniach karpiami, że muszą to być kroczki, czyli
ryby w drugim roku cyklu produkcyjnego (0,3-0,6 kg). Te, wpuszczone, nie
spełniały tego wymogu.
Drodzy
Wędkarze,
jeżeli
będziecie świadkami wpuszczania ryb chorych, wezwijcie policję i poinformujcie
dyrektora Wód Polskich. Zdarzenie sfilmujcie.
Prezesa
Trembaczowskiego proszę o pilne podjęcie działań wyjaśniających i informację o
ich efektach.